"Slow blogging", takie określenie znalazłam ostatnio w sieci. Choć nie dotyczyło mnie, chyba dobrze oddaje to, co na moim blogu się dzieje ;)
Dziś, w dniu moich urodzin, wracam do Was z dwiema skrzyneczkami dla braci. Tradycyjnie już (chyba) proste, bielone z zewnątrz. Motywy wybrane przez Zamawiającą. Wieko na wysoki połysk.
Dziwnie mi tak mówić o własnej pracy, ale mnie się spodobało. Może zrobię podobne dla moich dzieci :)
Pani Małgorzata napisała do mnie jako świeżo upieczona Babcia.
Bardzo lubię spełniać życzenia ludzi szczęśliwych w taki sposób, bo sama pamiętam reakcję mojej Mamy, gdy dowiedziała się, że zostanie Babcią. Uwierzcie mi, dla przyszłej Babci to MUSI być wspaniała wiadomość ;), co dopiero dla świeżo upieczonej!
Skrzyneczka dla Wiktorii przejdzie w moim domu do historii w kategorii "legendy". Pozwólcie, że szczegóły zostawię dla wtajemniczonych, powiem tylko że naprawdę dłuuuugo dojrzewała. Pani Małgorzacie należą się specjalne podziękowania.
Cokolwiek by napisać, po wielu perypetiach swojego kuferka doczekała się także mała Wiki. Koncepcja zmieniała się kilka razy i ewoluowała od "pływackiej" do "księżnickiej" :)
I chyba... dobrze! ;)
Bez niespodzianek: bejcowane i bielone drewno, wewnątrz mała pamiątka, wieko na wysoki połysk (odbijają się w nim sopelki mojej lampy :) ), super gładki szlif, stempelki, dodatki. Zapraszam do oglądania!
Mały Ssak 2 latka skończył, więc "Miś Uszatek" to ostatnimi czasy mój chleb powszedni :) Szczególnie jeden odcinek, gdy Lale stroiły fochy (link niżej). Powstała w mojej głowie pewna analogia pomiędzy tym właśnie odcinkiem a moją skrzynką, hehe :) Komódka szybko się nie znudzi, a to dlatego, że szufladki zdobione są dwustronnie. Wszak kobieta zmienną jest, o powód zaś czasem lepiej nie pytać...
Na komódce nie znajdziemy wprawdzie ani stokrotek, ani trzykrotek, ani nawet bratków, azalii czy dalii, ale są kwiatki. Ładne całkiem. I ładnie zrobione :)))
Błyszczą się jak psu (...), ekhm... :
Aby szufladki łatwiej było wysuwać, są i uchwyty:
A kiedy właścicielce zmieni się nastrój, odwracamy to i owo, et voila!
Teraz trochę szczegółów - drewno bejcowane jest na kolor "orzech włoski", lakierowane bezbarwnym, ekologicznym lakierem z połyskiem. Szufladki mocno postarzane patyną, od strony kwiatuszkowej lakierowane milion razy na superpołysk, strona "retro" ozdobiona papierem do scrapbookingu, postarzona i na pastwę czasu pozostawiona.
Wszystkim zaś kobietom, które lubią mówić "bo tak", polecam niezawodnego Misia Uszatka ;)
Skrzynka całkiem młoda, a już ma swoją historię... Jaką? Spytajcie Panią Anię :)
Powiem tak: według mnie jest to moja najbardziej udana skrzynia. Można oczywiście rzec, że wszystko jest kwestią gustu. Jednak temat wyjątkowo mi "podpasował" i dodatkowo wzbudził skojarzenia z dzieciństwa :) Bo kto z Was moi drodzy w wieku 7 lat śpiewał pieśń hymniczną "Morze, nasze morze"..?
Ja śpiewałam. Dziś, gdy ją słyszę, okazuje się, że oczy mam w mokrym miejscu :)
Witajcie ponownie! Szczęśliwego Nowego Roku! (lepiej późno niż wcale...) Zanim się obejrzałam, minęły te 2 miesiące... Remont, Święta, Nowy Rok, po drodze jeszcze kilka choróbsk własnych, mężowych i potomstwa, ale żyję, jestem, produkuję :)
Dziś wracam ze skrzynią - prezentem z okazji chrzcin, po którą wróciła do mnie pani Ania. Tak jak poprzednio, pojawiły się wytyczne, choć udało mi się "przepchnąć" bielenie drewna - i myślę, że było to dobre posunięcie. Tym razem też nie wklejałam zdjęcia ani dedykacji pod lakier lecz po prostu nakleiłam zalaminowany wydruk kolorowy. Uważam, ze w takiej formie zdjęcia wyglądają bardzo estetycznie, a przy okazji oszczędzamy mnóstwo czasu (wiecie o co chodzi z lakierowaniem ;) )
Witam ciepło w ten paskudny poranek :) Córcia-Mały-Ssak obudziła o 4.16 i tak już sobie nie śpię... Majstruję trochę w programie graficznym etykiety do transferów, zdjęcia nowych prac czekają w aparacie na zmiłowanie i obróbkę. Tymczasem pokażę Wam od czego wszystko się zaczęło, cała ta moja zabawa w decoupage. Postanowiłam, że będę odważna, twarda i pokażę też to, co nie wyszło ;) Będzie sporo zdjęć, choć nie wszystkie "produkcje", dodatkowo nowe sztuki leżą w szafie i czekają na lakierowanie. Gotowi? Start!
Zamówienia (zwłaszcza realizowane na czas) zawsze są dla mnie stresujące. Klient ma wizję, moim zadaniem jest przenieść ją na drewno, a nigdy nie wiadomo, czy efekt końcowy się spodoba.
Podobno wszystkie kobiety mają jedną wspólną cechę: każda choć raz w życiu była, będzie lub jest na diecie... W pogoni za "idealną" sylwetką odmawiamy sobie przyjemności, a przecież i tak jej w życiu niezbyt dużo, prawda?
Nie wiem, czy to jeszcze decoupage czy już nie. A jeśli nie, to jak nazwać taki styl ozdabiania? Wszak wycinania tu nie ma :) Użyłam jednego z moich ulubionych motywów firmy Decorer, bardzo lubię to zestawienie kolorów. Prosto, błyszcząco, chyba też elegancko, et voila!
Zawsze lubiłam malować jajka. W moim domu ozdabianie ich było tradycyjnym rytuałem, który powtarzał się co roku: w Wielki Piątek razem z siostrą wsiadałyśmy w tramwaj, jechałyśmy do Babci, tam czekały już na nas ugotowane jajka z białymi (!) skorupkami, słoiki z barwnikami, wosk pszczeli oraz ołówki z wbitymi w nie szpilkami. I postne jedzenie czyli śledzie i ziemniaki. Rodzice mieli wówczas czas dla siebie ;), ponieważ zdobienie jajek zajmowało nam zwykle cały dzień. Do domu wracałyśmy objuczone naszymi "dziełami" i nieco niedotlenione z powodu wdychania oparów palonego wosku.
Nawiedziła mnie wczoraj "wena" i popełniłam mały komplecik kuchenny. Pudełko na herbatkę - czyli tytułowy "fajw o klok" :) - i deseczkę na kalendarz lub zapiski do powieszenia na ścianie, która dla odmiany wskazuje godzinę obiadu. Całość potraktowana białą bejcą i dużą ilością lakieru. Proszę bardzo:
Zliftowałam też zrobione onegdaj pudło, mimo stosunkowo niewielkiej ingerencji teraz chyba prezentuje się znacznie lepiej!
Wiosenna temperatura sprawiła, że posprzątałam dziś bajzel na tarasie. Okazało się, że w tym samym czasie mąż wykopał w ogrodzie coś, co tygrysy lubią najbardziej, mrrr! :) A co, to już niebawem się dowiecie.
Jajeczna produkcja ruszyła na dobre, 10 sztuk gotowych, kolejne 10 w robocie. W tym roku doszłam do wniosku, że na wielkość kurzą nie mam cierpliwości, na strusią funduszy, zatem pozostała wielkość gęsia (przepiórczej, bardzo przepraszam, ale nie brałam pod uwagę). Jajka są rzecz jasna z drewna, najwdzięczniejszego według mnie materiału do dekoracji :) Wiklinowy koszyk aktualnie przechodzi transformację, docelowo nie będzie tak surowy.
Wśród kwiatuszkowych "pisanek" znalazła się jedna, poniekąd "kukułcza" - nazwałam ją "napisanka" ;)
... a raczej pisali... piosenka się z lekka zdezaktualizowała, niestety. Jak miło byłoby włożyć do takiego listownika prawdziwy list, a nie tylko rachunki, rachunki, rachunki... Prawda? ;)
Listownik jest lekko postarzony i wylakierowany na superpołysk. Prezentuje się całkiem przyjemnie.
Zrobiony kiedyś-tam, zagubiony podczas przeprowadzki, odnaleziony za pomocą synka :) To było jedno z moich pierwszych podejść do tematu, można by rzec: wprawka.
Na początku był szablon, który dostałam jako gratis. Później pojawiła się nowa pasta strukturalna. Trzeba było wypróbować, jak to razem działa, a że herbaciarka była akurat pod ręką, została wykorzystana. W międzyczasie próbowałam na niej jeszcze nowy kolor bejcy... w efekcie dość długo stała "w kącie". Aż wreszcie w ręce wpadł mi kawałek bawełnianej koronki i tak oto pojawiła się Ona: lakierowana na błysk babcino-kwiatuszkowa herbaciarka :)
Kolory są delikatniejsze niż na zdjęciu; tradycyjnie już winę zrzucam na aparat ;) (niestety jeszcze przed czyszczeniem).
A już niedługo na blogu pojawi się wiosna, ruszyłam bowiem z jajeczno-świąteczną produkcją :)